Pierwszy szok był już po wyjściu z lotniska w Delhi i przejeździe do hotelu! Upał, słońce wali jak oszalałe, a w nos uderza "aromat" zwalający z nóg. Tam po prostu śmierdzi! Nic zresztą dziwnego, skoro wszędzie łażą krowy, pełno psów, krowy oczywiście sadzą miny gdzie popadnie, nie wiadomo, czy patrzeć w górę na piękne forty, czy pod nogi, aby nie skończyc w gownie!

Przez pierwsze dni nie mogłam spokojnie na to patrzeć, wydawało mi się, że te bakterie latają jak te wróble u mnie w Mikołowie i za chwilę padnę śmiercią tragiczną i zostanę którymś z kolei wcieleniem Sziwy, Wisznu, czy też innego bóstwa, których imion nie nauczę się do końca życia choćbym chciała.

Po kilku dniach o dziwo jakby mniej śmierdziało,a i miny omijać nauczylimy się zgodnie, pierwsza idąca na czele osoba meldowała głośno, że mina, no i można było uniknąć poślizgu niekoniecznie kontrolowanego. Ciągle tylko nie mogłam się przyzwyczaić do widoku świętych krów, które faktycznie lezą gdzie chcą, nikt im nic nie robi, więc rozpanoszyły się nieprawdopodobnie!! W Delhi to jeszcze tak źle nie było, ale potem!!!

W starym Delhi po raz pierwszy zobaczyłam ludzi żyjących na śmietnikach, nieprawdopodobny tłum, no i te hałasujące motorki wszelkiej maści, riksze, rowery, a wszystko to trąbi w nieprawdopodobny sposób.Wielce różnorodny - trzeba przyznać. Prawie przez cały czas mojej podróży, paraliżował mnie strach, że zaraz coś we mnie wjedzie, więc gdy usłyszałam przenikliwy klakson gdzieś za plecami, zamierałam jak ten posąg świątynny i czekałam, aż to coś mnie wyminie.Zaczęłam zwiedzanie od meczetu Jama Masjid (podobno największy w Indiach) i tam po raz pierwszy odkryłam, żem jeszcze całkiem interesująca kobitka, chociaż nie młódka przecież;) Tak jak Hindusi są dla nas obiektem ciekawych fotografii jako nacja uroczo kolorowa, tak i my jesteśmy pożądanym elementem robionych głównie komórką zdjęć!! Ło Matko!! Ależ robiłam za gwiazdę!!! Kolejka się do mnie ustawiała, aby uwiecznić moje rudawe włosy i chorobliwie bladą cerę:)Oni sami zaś bardzo chętnie się fotografują i przyzwyczajona będąc do innych nacji, którym zdjęcia robić było można tylko za" łan dolar", popadłam w amok jakiś i pstrykałam jak nawiedzona!! Początkowo też krowy stanowiły dla mnie obiekt nad wyraz wdzieczny, ale potem nieco mój zapał osłabł, gdy wlazłam w klasyczny, świeży, krowi placek! W Czerwonym Forcie też fotografowano mnie nader często, co jednak przełknęłam juz z większym spokojem i godnością.

Najbardziej zdziwiło mnie to, że mnóstwo Hindusów i to całymi rodzinami, stało w ogromniastej kolejce do wejścia.Dobrze, że nam nie kazano czekać. Nikt nie protestował, że weszliśmy poza kolejnością, więc tym bardziej uśmiechałam się wdzięcznie do obiektywu, zastanawiając się, co byłoby, gdybym przed wyjazdem zdecydowanie nie rozstała się z moim jasnym blond kolorem włosów.

A potem było New Delhi i wspaniała Złota Świątynia Sikhów, grobowiec Humayuna, świątynia Laksmi Narayan no i oczywiście najwyższy ponoć minaret świata, czyli Qutab Minar. No i po traz pierwszy przyszło mi zdejmować buty, co wcale mi się nie podobało, ale było konieczne. Po raz pierwszy zaczęłam czuć, że jestem w Indiach!! Koło złotej świątyni patrzyłam ze zdumieniem na ogromny basen ablucyjny, przypominający mi bardziej olimpijską arenę, a chusta na głowie nieco mnie onieśmielała. Zauroczona byłam kolorową jak z bajki świątynią Laksmi Narayan, którą niestety można było sfotografować tylko z zewnatrz, natomiast wielki minaret wcale nie wydał mi się tak wielki:)

Pogoda była cudna! Słońce, ale nie upał, niebieskie niebo i przemiła świadomość, że w Polsce zimno i ponuro. Okazało się potem, że wcale tak nie było, ale wtedy tam myślałam.

  • meczet Jama Masjid
  • Dsc01410
  • Dsc01411
  • Dsc01416
  • Dsc01427
  • Czerwony Fort
  • Dsc01608
  • Dsc01503
  • Dsc01444
  • Dsc01478
  • Dsc01457
  • Dsc01477
  • Dsc01479
  • Dsc01653
  • Dsc01496
  • Złota Świątynia
  • Dsc01498
  • Świątynia Lakshmi Narayan
  • grobowiec Huamyuna
  • Dsc01521
  • Dsc01529
  • Dsc01536
  • Quatab Minar
  • Dsc01578
  • Dsc01584
  • Dsc01596
  • Dsc01606

Stolica Radżastanu.Kojarzyć mi się będzie odtąd z pierwszymi fortami. Potężną fortecą Amber, oraz mniejszym, ale równie spektakularnym fortem Jai, skąd roztacza się zapierający dech w piersiach widok.

Oczywiście żałowałam bardzo, że do fortu wywieźli nas dżipami, bo zdecydowanie wolałabym przybrane kolorowo słonie, no ale cóż! Byłam niestety poddana reżimowi zwiedzania i żadne moje widzimisię  uwzględnione być nie mogło. Zresztą jak zobaczyłam to co zobaczyłam, to nawet pieszo wspięłabym sie na sam szczyt.

Słynny Pałac Wiatrów już takiego wrażenia na mnie nie zrobił, chociaż oczywiście doceniłam kunszt jego budowniczych.Podobno w fasadzie jest ponad 950 okienek, przez które damy dworu mogły bezkarnie obswerwować co dzieje się na ulicy. Dzięki bardzo. Złote ptaszki w klatce.

Duże wrażenie zrobił na mnie City Palace. Szczególnie dobrze się komponowałam z pięknie ubranymi na biało Radżputami, którzy pełniąc bardziej reprezentacyjną, niż inną rolę, chętnie się fotografowali ze mną. Najważniejsze to jednak to, że na jego dziedzińcu w nic nie wdepnęłam, a sprzedawcy koralików dopadli mnie dopiero po przekroczeniu bramy. Potrafiłam sobie wyobazić, jak w dawnych czasach, będąc pałacem maharadży Jaipuru, dziedziniec ten widział wspaniałe orszaki gości i słonie ubrane w kapiące złotem i drogimi kamieniami ubranka:)

 

Za to obserwatorium astronomiczne to dla mnie jedna wielka  tajemnica i nieprzekraczalna bariera dla mojego intelektu i wyobraźni, bo nawet w przybliżeniu wyobrazić sobie nie mogłam, jak te dziwne kształty miały pozwalać na ustalanie azymutu i pozycji gwiazd!! No, ale widok z jednego miejsca obserwatorium na Pałac Wiatrów był przedni!!!

Tego dnia zobaczyliśmy jeszcze nekropolię Maharadży Jai Singh II, nie powiem, fajnie byłoby po śmierci mieć taki pomnik,  na deser zaś była szlifiernia kamieni szlachetnych. Jeden pierścionek z czarnymi diamentami był bardzo ładny:) Nawet mój rozmiar był! Gdyby poczęstowali nas jeszcze jedna szklaneczką rumu, to kto wie!?? Facet miał wyjątkową ochotę wymieniać ze mną kolejne "super prices", ale mój umysł był zbyt trzeźwy na takie ekstrawagancje.

I tak skończył się następny pełen wrażeń dzień. Radżastan zaczął mi się podobać. Kolorowi uśmiechnięci ludzie, jakaś aura wspaniałej przeszłości, duchy dawnej świetności krążące po murach fortów. Nawet te krowie placki jakoś mniej raziły, a może po prostu zaczęłam sie uczyć wybiórczego spojrzenia na ten świat?

 

 

  • Dsc01633
  • Dsc01646
  • Dsc01651
  • Dsc01668
  • Dsc01665
  • Dsc01674
  • Dsc01703
  • Dsc01706
  • Dsc01733
  • Dsc01707
  • Dsc01721
  • Dsc01732
  • Dsc01739
  • Dsc01746
  • Dsc01759
  • Dsc01761
  • Dsc01785
  • Dsc01793
  • Dsc01771
  • Dsc01776
  • Dsc01764
  • Dsc01790

Jadąc w dalszą podróż szykowałam się na kolejne przeżycia i oczywiscie się nie zawiodłam:) Nosa z okna autobusu nie cofałam i chociaż drogi są tam takie, jak obecnie obok mojego domu, po zrobieniu na świeżo kanalizacji, to jakoś mój kręgosłup dzielnie te trudy wytrzymywał i po kilku godzinach dojechałam do Bikaneru. Miasto oaza na pustyni, ze wspaniałym fortem Junagarh.

Gdy weszłam na jego dziedziniec od razu oniemiałam, patrząc na te niebotyczne mury i zawieszone nieruchomo w powietrzu gołębie. Dopiero po dłuższej chwili zaskoczyłam, że cały dziedziniec jest od góry osłonięty siatką, a ptaki po prostu siedzą sobie na niej i sprawiają wrazenie jakby zastygły jak nutki na pięciolinii. Wyglądało to spektakularnie, nie da się ukryć, ale prawdą jest i to, że poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy wyjdę stamtąd bez dodatkowych ozdób na kapeluszu:) Wnętrza przepiękne, kapiące złotem, krużganki jak z bajki z tysiąca i jednej nocy....Taaak...zderzenie ulicy z tym miejscem było jak skok do Bałtyku w upalny lipcowy dzień!

Mocnym niewątpliwie akcentem tego dnia była wizyta w świątyni Karni Maty. Oczywiście naczytałam się na ten temat przed wyjazdem całkiem sporo, wiedziałam czego się spodziewać i dlatego tylko nie zwiałam po minucie gdzie pieprz rośnie!! Moja przyjaciółka nie wykazała tyle samozaparcia i zniknęła jak sen jakiś złoty, w związku z czym nie mam ani jednego zdjęcia ze świętymi szczurami:)

 Legenda głosi, że Karni Mata, uważana przez swych wyznawców za inkarnację Durga – bogini zwycięstwa dobra nad złem, próbowała nakłonić boga śmierci Yama do wskrzeszenia swego zmarłego przyrodniego syna. Jako, że ten pozostał głuchy na jej prośby, wskrzesiła go ona sama pod postacią szczura. Później wskrzeszała ona również swoich współplemieńców pod postacią tych gryzoni.

No i teraz latają czczone szczury po tej świątyni, wyłażą z każdej dziury, siadają na barierce odgradzającej wyznaczone dla turystów przejścia, nie przejmuja się niczym i opychają się specjalnie gotowanym dla niech żarełkiem i opijają się mlekiem z olbrzymich mis:) Ale mi zapozowały do fotografii!!

No, a najlepsze było, gdy jeden z tych cudaków przeleciał mi po stopie ubranej jedynie w skarpetkę (nie zmusiłam się po tych marmurach naznaczonych odchodami szczurów i gołębi chodzić boso). Powiedziano mi, że to przynosi szczęście i trzeba mi szybko pomyśleć jakieś życzenie. No to powiedziałam, że właściwie to mam wszystko o czym marzę, jedynie babcią zostać nie mogę. Po powrocie do autobusu sprawdzam pocztę i mam informację od szanownego małżonka, że moja synowa jest w 7 tygodniu ciąży!!!!

I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie i zwycięstwo dobra nad złem:)??Nie powiem, że pokochałam szczury, ale nie będę od dziś wykładać w altanie na działce trutki!!!

 

  • Dsc01855
  • Dsc01858
  • Dsc01859
  • Dsc01869
  • Dsc01878
  • Dsc01886
  • Dsc01892
  • Dsc01896
  • Dsc01904
  • Dsc01913
  • Dsc01921
  • Dsc01926
  • Dsc01842
  • Dsc01844
  • Dsc01839
  • Dsc01947
  • Dsc01957
  • Dsc01959
  • Dsc01962
  • Dsc01968

Miasto fort. Żyjące swoim normalnym codziennym życiem w niecodziennej scenerii wspaniałych obronnych murów, w cieniu oszałamiających , koronkowych fasad domów kupieckich - haweli, z normalnym brudem, ściekami, krowimi plackami i milionem wariacko trąbiących motorków!!!!

Trudno przecisnąć sie przez wąziutkie uliczki, mając oczywiście w pamięci, że zaraz jakaś krowa może wymusić pierwszeństwo, chłonąc między rozpalonymi murami tego miasta - fortu ten wyjątkowy koloryt miejsca, gdzie codzienność splata się nierozerwanie z dawną świetna przeszłością. Niespodzianie zupełnie trafia się na przepiękne, dżinijskie świątynie. Nie wiem, czy nie zadeptałam tam jakiejś mrówki, ale wnętrza dwóch - udostępnionych zwiedzającym - powaliły mnie zupełnie! Przepięknościowe, koronkowe balkoniki, rzeźby jak z innego świata, wystrój jak z bajki.

Z kolei fasady haweli przenoszą w zupełnie inny świat -  bogatych kupców, budujących przewspaniałe rodzinne domostwa, które musiały kosztować majątek, a i dzisiaj pewnie zrujnowałyby swoich właścicieli, gdyby nie pieniądze turystów, którzy chętnie płacą za obejrzenie tych cudów od wewnątrz.

Jaisamer będzie mi też kojarzyć się z piękną pustynią Thar, na którą popatrzyłam z wysokości "wierzchowca pustyni" i podziwiałam cudowny, spektakularny zachód słońca.

To był cudowny, bajecznie kolorowy z mistycznym wręcz zakończeniem dzień!

  • Dsc02031
  • Dsc02033
  • Dsc02036
  • Dsc02045
  • Dsc02087
  • Dsc02051
  • Dsc02061
  • Dsc02065
  • Dsc02075
  • Dsc02099
  • Dsc02101
  • Dsc02096
  • Dsc02108
  • Dsc02111
  • Dsc02113
  • Dsc02133
  • Dsc02177
  • Dsc02179
  • Dsc02191
  • Dsc02194

Powoli już oswoiłam sie z majestatycznymi fortami, ale i ten w Jodhpur nie mógł nie zrobić wrażenia. Fort Mehrangarh, do dziś zarządzany przez dawnego maharadżę. Wybudowany na wysokiej skale, nie do zdobycia. Wspinanie się po dość stromych uliczkach przy temperaturze jaka panowała, dosć mocno dawało w kość, ale widoki wynagradzały każdy trud. No i znów palec rozbolał od spustu migawki. Za to spacer po uliczkach, gdzie domy w wielu miejscach pomalowane zostały na błękitno, ponownie przypominał, że dookoła bieda aż piszczy i że wcale nie jest tak wspaniale.

Biały, marmurowy grobowiec maharadży Jaswanta Singa II bardziej przypominał pałac niż miejsce spoczynku (chociaż nie jestem pewna, czy on tam został faktycznie pochowany), ale stamtąd można było podziwiać w oddali, górujący nad miastem Umaid Hawan Palace, wspaniały pałac maharadży, częściowo przerobiony na hotel.

Oczywiście próbowaliśmy go zobaczyc z bliska, ale ogrodzenie w dużej odległości od obiektu i strażnicy skutecznie nam to uniemożliwili. No, gdyby ktoś chciał mi zafundować weekend w tym hotelu to lecę w ciemno:)

  • Dsc02221
  • Dsc02222
  • Dsc02239
  • Dsc02245
  • Dsc02260
  • Dsc02249
  • Dsc02263
  • Dsc02274
  • Dsc02276
  • Dsc02279
  • Dsc02223
  • Dsc02251
  • Dsc02287
  • Dsc02291
  • Dsc02294
  • Dsc02301
  • Dsc02300
  • Dsc02307
  • Dsc02234
  • Dsc02316
  • Dsc02321
  • Dsc02361
  • Dsc02379

Pushkar jest najświętszym miastem Radżastanu, słynącym z malowniczego (świętego) jeziorka i pięknej zabudowy wokół niego. Tutaj znajduje sie też jedyna w Indiach świątynia poświęcona Brahmie. W Pushkarze obowiązuje pewnego rodzaju prohibicja, nie można tu spożywać alkoholu, zażywać narkotyków, ani jeść mięsa, ale cichcem w autobusie codzienne lekarstwo w postaci rumu zażyć trzeba było:)Jeść nie musiałam, a narkotyków póki co nie używam:)

Raz w roku, w okolicy października i listopada organizowane są w Pushkarze największe w Indiach i na świecie targi wielbłądów, niestety nam nie trafiła się taka gratka. Za to pospacerowałam nad świętym jeziorkiem i z daleka podziwiałam pielgrzymów zażywających oczyszczających kapieli. Najświętsza dla Hindusów światynia Boga Brahmy nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Tłumy ludzi, mało co widać, aparaty trzeba było zostawić, podobnie jak buty, pod pieczą naszego przewodnika. Panie na prawo, panowie na lewo, obowiązkowa "macanka", czyli kontrola bezpieczeństwa....no, powiedzmy eufemistycznie - zachwycona nie byłam.

Już większe zdecydowanie wrażenie zrobił na mnie Grób Sufiego Gharib Nawaz w Ajmer, gdzie zawitaliśmy w drodze do Pushkar.A dokładnie mówiąc nie tyle grób, co droga do niego. Różni pielgrzymi wszelkich wyznań, bajecznie kolorowo ubrani, jakieś procesje muzykantów, żebracy siedzący na drodze, harmider straszliwy, jakieś stragany, sprzedawcy, brak toalet....Jakoś przeżyłam to pandemonium, dotrwałam do ustronnego miejsca, ale jeszcze dziś patrząc na zdjęcia z tego miejsca skóra mi na karku cierpnie!

 

 

 

  • Dsc02367
  • Dsc02370
  • Dsc02374
  • Dsc02376
  • Dsc02393
  • Dsc02422
  • Dsc02405
  • Dsc02409
  • Dsc02412
  • Dsc02417
  • Dsc02428
  • Dsc02435

No i w koncu dotarliśmy do Agry. Najbrzydsze ze wszystkich miejsc! Najbardziej nachalni, wręcz agresywni sprzedawcy, cuchnące, otwarte kanały wzdłuż ulic, ludzie jakby inni, bardziej pazerni, mało uśmiechu na twarzach, a w oczach odbicie dolara.

I tam wyłania się nagle przed oczami cud absolutny, pomnik miłości i szaleństwa. No bo jak nazwać postępowanie cesarza, który dla 36 letniej żony, która zmarła w połogu chyba 13 dziecka stawia coś na kształt pałacu z marmuru?? Zresztą podobno jego syn, bojąc się, że cesarz urzeczywistni swój kolejny rujnujący kiesę pomysł i wybuduje bliźniacze cudo z czarnego marmuru dla siebie, zamknął go na resztę jego dni w wieży Czerwonego Fortu. Niestety rankiem Czerwony Fort okazał się dla nas wielce nieprzychylny i zakrył gęstą mgłą swoje uroki, nie mówiąc już o przepięknym ponoć widoku na Taj Mahal. Tego dnia mieliśmy oglądać i to cudo, ale zmieniliśmy nieco program i pojechaliśmy do Mathury, mitycznego miejsca narodzin Kriszny i Vrindabanu - ośrodka Hare Kriszna.

  Członkowie Hary Kriszny często odprawiają uliczne tańce i śpiewy przy dźwiękach bębnów i w tej własnie świątyni jest kolorowo, wesoło, głośno i radośnie. Pieśń najczęściej przez nich śpiewana to Maha Mantra. Co ciekawe jedną z podstawowych zasad tej religii jest codzienne intonowanie tysiąc siedemset dwadzieścia osiem razy tej właśnie pieśni. Nie wiem ile razy w trakcie naszego tam pobytu odśpiewali tę mantrę, ale tak wryła mi się w pamięć, że jeszcze przez kilka dni dźwięczała mi w uszach.

No, a następnego dnia, na szczęście juz w pełnym słońcu, zobaczyłam Taj Mahal. Faktycznie wrażenie robi duże, ale dla mnie jednak nie on pozostanie symbolem Indii.

Pokontemplowałam ten widoczek, trochę jak z obrazka i wróciłam do rzeczywistości zaraz po wyjściu za bramę, gdzie udało mi się zaliczyć największe na świecie g....:(

  • Dsc02516
  • Dsc02582
  • Dsc02621
  • Dsc02634
  • Dsc02644
  • Dsc02645
  • Dsc02653
  • Dsc02656
  • Dscn0176
  • Dscn0177
  • Dscn0172
  • Dscn0189
  • Dscn0182

Niedaleko Agry, leży miasto widmo, opuszczone już w XVI wieku, a zbudowane przez władców mongolskich. Wszystko przez brak wody.

 W XVI w. na tych ziemiach znajdowało się imperium potężnego mogolskiego władcy Akbara. Wszystko pięknie, jednak Akbar miał spore zmartwienie – nie mógł doczekać się potomka. Podróżując przez swoje ziemie w miejscu, gdzie dzisiaj stoją pozostałości Fatehpur Sikri, władca spotkał pustelnika Selima Ćisti, który przepowiedział mu rychłe narodziny następcy tronu. Aby tak się stało pustelnik zabił własnego sześciomiesięcznego syna, by dusza niemowlęcia odrodziła się w synu Akbara. I tak też się stało. Na cześć mędrca Akbar polecił w tym miejscu wybudować miasto, które w 1571 r. uczynił stolicą swego kraju. A pustelnik doczekał się pięknego grobowca z białego marmuru. No a teraz jest to urokliwe miejsce, kadrujące sie na każdym kroku, co widać poniżej:)

  • Dsc02470
  • Dsc02477
  • Dsc02481
  • Dsc02484
  • Dsc02492
  • Dsc02488
  • Dsc02447
  • Dsc02448
  • Dsc02478
  • Dsc02493
  • Dsc02494

Podróż pociągiem z Agry do Jhansi była ogromnym przeżyciem!! Jeśli tak mają wyglądać pociągi ekspresowe, to ja przepraszam, ale nie wyobrażam sobie tych najzwyklejszych!! Wcześniej oczywiście 4 godziny opóźnienia i czekanie w potwornie brudnej poczekalni,  ale i tak o niebo lepszej od miejsca na peronie, jako że tory wyglądały jak miejski szalet po tym jak trafił go pocisk dalekiego zasięgu:(((

Już myślałam, że przyjdzie mi życie zakończyć w tym aglomeracie bakterii wszelkich, łażącego robactwa i skaczących gdzieniegdzie małp, ale na szczęście pociąg nadjechał i cieszyłam sie bardziej jak na widok shikansena w Tokio:)

Potem już tylko skok do Orchhy!! Tam podobało mi sie najbardziej!! Napisałam mężowi wieczorkiem sms-a, że  pociąg tragiczny, ale Orchha była cudna, no i odczytując go w trakcie jazdy autem mało zawału nie dostał, bo odczytał:"orgia była cudna":))

Pałac Jahangiri, z którego roztacza się powalający widok na okolicę, zwiedzałam akurat w blasku chylącego się ku zachodowi słońca, co dawało spektakularny obraz złotych murów, wieżyczek,  krużganków, dodatkiem były hasające gdzieniegdzie małpy i zielone papugi - okropnie zresztą skrzeczące! Pałac książęcy Raja Mahal z pięknymi freskami był jedynie dodatkiem:)

No i Świątynia Lakshmi Narajan, przy której młoda i nierogata na szczęście krówka okazała mi swoje niezadowolenie i nieco mnie na schodach do świątyni pogoniła.

To był dobry wstęp do Khajuraho. Ten zespół świątyń z X wieku rzucił mnie na kolana. I nie chodzi mi tu o te sceny rodem z Kamasutry, chociaż niektóre mnie nad wyraz zaciekawiły, ale o przysłowiową całość!! Piękny, zielony ogród, kwiaty, czyściutko, wczesne słońce dawało niesamowite cienie, a wiewiórki hasały sobie jak zwariowane. Wałęsałam się między kolejnymi świątyniami, zahipnotyzowana wręcz tymi nieprawdopodobie precyzyjnymi i doskonale zachowanymi rzeźbami. Zastanowiło mnie tylko, dlaczego wszystkie kobitki miały taki duży i piękny biust??? Czyżby silikon był już wtedy znany??

  • Dsc02751
  • Dsc02687
  • Dsc02690
  • Dsc02710
  • Dsc02731
  • Dsc02750
  • Dsc02707
  • Dsc02726
  • Dsc02717
  • Dsc02761
  • Dsc02776
  • Dsc02781
  • Dsc02793
  • Dsc02808
  • Dsc02813
  • Dsc02820
  • Dsc02806
  • Dsc02832
  • Dsc02838
  • Dsc02811

Tak własnie go sobie wyobrażam. Tam gdzie czuje się śmierć, ulatujące dusze, zatracenie.

 Varanasi. Święte miejsce nad świętą rzeką Ganges. Każdy Hindus marzy o tym, aby umrzeć w Varanasi, zostać spalonym nad brzegiem matki Gangi, która uniesie jego prochy do morza. I schodzą sie pielgrzymi z całych Indii, chorzy, kalecy, żeby tylko obmyć się w świętej rzece i poczekać na śmierć. Żeby zobaczyć to mistyczne absolutnie widowisko, trzeba było  się zerwać wcześnie rano, tak aby zdążyć przed wschodem słońca. Idąc w stronę brzegu widziałam ciągnące zewsząd tłumy. Wszystko to zatrzymało się u brzegu. No i zaczęły się poranne ablucje, jedni cali zanurzali się w nurcie rzeki, inni polewali swoją głowę jej świętą wodą, jeszcze inni pili ją z maleńkich dzbanuszków. Wypłynęliśmy jeszcze przed wschodem słońca łodzią na rzekę i z wody obserwowaliśmy to misterium. Po wodzie płynęły maleńkie wianki ze świeczkami, było jakoś tak dziwnie  cicho i dostojnie. Kawałek dalej w tej samej rzece ktoś prał ubrania, ktoś tam medytował na brzegu w pozycji lotosu. Aż w końcu dopłynęliśmy do najbardziej ponurego miejsca na ziemi. Przedsionka piekła, albo wrót zbawienia, zależy dla kogo. Płonące dzień i noc stosy kremacyjne, olbrzymie sterty przygotowanego drewna, aby nikomu nie zabrakło,a budynki przy tym gacie są czarne od sadzy. Nie wolno tam z bliska robić zdjęć, zresztą  nawet nie wypada, przeciez to pochówek! Z daleka więc tylko ściągnęłam obraz, stąd i jakość zdjeć słaba, ale wierzcie mi, wrażenie było przeogromne. Tam życie najbardziej uchwytnie miesza się ze śmiercią. Tam palą się ludzkie szczątki, a dookoła naszej łodzi tłum sprzedawców w pływających sklepikach, oferujących koraliki, dzbanuszki na wodę, kartki pocztowe, co tylko dusza zapragnie!!! Dla mnie ten widok pozostanie symbolem Indii...strasznym a zarazem mistycznym. Żadne tam Taj Mahal, marmurowe grobowce, forty i fortece - ale właśnie skwierczące ludzkim tłuszczem stosy nad brzegiem Gangesu...

Po powrocie do hotelu spakowałam swoje rzeczy i już tylko krótka wizyta w Sarnath, gdzie po doznaniu oświecenia Budda wygłosił swoje poierwsze kazanie, zwiedzanie muzeum archeologocznego i samolot do Delhi.

A następnego dnia wróciliśmy do Europy i tak skończyła sie moja indyjska przygoda. Czy tam kiedykolwiek wrócę??? Wątpię! Ale tak mówię dziś:)

 

  • Dsc02890
  • Dsc02898
  • Dsc02914
  • Dsc02919
  • Dsc02931
  • Dsc02953
  • Dsc02954
  • Dsc02948
  • Dsc02950
  • Dsc02951
  • Dsc02952
  • Dsc02900
  • Dsc02963
  • Dsc02966
  • Dsc02970
  • Dsc02971
  • Dsc02983
  • Dsc02999
  • Dsc03004
  • Dsc03005
  • Dsc03007
  • Dsc02998

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. archer46
    archer46 (11.11.2017 17:12) +1
    Podróż opisałaś z dużym poczuciem humoru za co duży plus.Pozdrawiam:-))))
  2. lmichorowski
    lmichorowski (25.12.2011 0:47) +2
    Zgadzam się w pełni z przedmówcami, ciekawej, barwnej relacji słownej odpowiadają równie ciekawe i barwne obrazy utrwalone na zdjęciach. Byłem w Indiach dość dawno bo w latach 80. XX wieku, ale mam wrażenie, że klimaty niewiele się zmieniły (vide - moja podróż "Indie sprzed ćwierćwiecza"). Oczywiście za podróż daję duży plus. Pozdrawiam.
  3. avill
    avill (08.12.2011 8:37) +2
    Bardzo ciekawa relacja, doskonale zilustrowana zdjęciami.
    Zabrakło mi troszkę podpisów pod zdjęciami, bo nie zawsze wiedziałam co oglądam. Pozdrawiam :)
  4. bartek_sleczka
    bartek_sleczka (04.12.2011 20:14) +2
    Przeczytałem i obejrzałem z wielkim zainteresowaniem... Cały czas nie wiem, czy chcę jechać w tamte strony. Twoja relacja z jednej strony zachęca mnie wspaniałymi zdjęciami, z drugiej mam dalej wątpliwości :) Ale to już moje problemy :)
    Gratulacje za ciekawie napisaną relację i fajne zdjęcia.
    Pzdr/bARtek
  5. s.wawelski
    s.wawelski (03.12.2011 7:07) +2
    Ależ wspanialy, pelen temteramentu i humoru opis!! Czytalem Twa barwna opowiesc to z bijacym sercem to dlawiony smiechem. Ty to masz pisane! A i zdjecia tez super. Z przyjemnoscia je ogladnalem, bo wiele ujec masz zupelnie inne od moich.

    Nie pamietam ile czasu na Indie poswiecilas, ale wyglada, ze czasu tam nie marnowalas. Nasze trasy byly bardzo podobne ale nie identyczne. My nie bylismy w Bikaner, ktore na Twoich zdjeciach prezentuje sie niezwykle egzotycznie ze switynia szczorow w szczegolnosci :-) Opuscilismy rowniez Jaisalmer i pustynie Thar wraz z wielbladami oraz Fatehpur Sikri. W zamian spedzilismy 2 dni w Ranthambore, gdzie udalo nam sie stanoc "oko w oko" z tygrysem, a takze 2 dni w Udaipur. Z miejsc, gdzie tylko przystawalismy byly jeszcze Gwalior, Narlai i Ranakpur.

    Nie przypuszczalem, ze poltora miesiaca moze zrobic tak wielka roznice w temperaturze, bo my bedac na przelomie stycznia i grudnia mielismy umiarkowane temperatury, noce byly wrecz zimne. Ten fakt pewnie tez wplynal na zapachy uliczne, ktore nie zwrocily az tak bardzo naszej uwagi. Nie jechalismy tez pociagiem. Twoje wrazenia przypominaja mi natomiast nasza podroz pociagiem przez Madagaskar :-) W Orchha oprocz watah malpiszonow byly jeszcze stada sepow, ktore ze soba walczyly na dachach, natomiast nie bylo ani jednej papugi.

    Mam nadzieje, ze Twoj kochany maz nie stracil reszty wlosow czytajac Twoje SMS-y :-) Czy teraz paradujesz po domu w sari?